poniedziałek, 11 stycznia 2016

Uciekając do przodu... rok 2015. Podsumowanie.

Jeśli miałabym podsumować rok 2015 jednym cytatem, byłoby to nieśmiertelne:

Run Forrest, run!

Wiecie...są takie momenty w życiu, kiedy macie dwa wyjścia. Skamienieć. Dać się zamrozić. Nie czuć. Nie myśleć. I stać się cieniem człowieka którym jesteście: takie małe psychiczne quasi-samobójstwo. Mając wybór/nie mając wyboru, postąpiłam inaczej, Intiucyjnie wybrałam wariant B.
Ja rzuciłam wszystko w cholerę i pobiegłam przed siebie.
Często zlewały mi się dni w jedną całość, zlewał mi się dzień z nocą, ale to nie miało znaczenia... Tylko w tym biegu czułam się wolna, spokojna, chwilami nawet szczęśliwa...  Zupełnie jakby podświadomość mówiła mi, że tylko w ten sposób umknę dezintegracji i rozpadowi... Uciekałam głównie przed własnymi myslami, lękami, a także dosięgającymi mnie i ukochaną osobę wpływami cudzej głupoty lub zła (do tej pory nie umiem ocenić co to, moze jedno i drugie...). To dość długa historia i może kiedyś napiszę o tym więcej...

To, co pierwsze przychodzi mi na myśl gdy myślę o poprzednim roku, to także to że w ciągu tych 12 miesięcy poznałam chyba więcej ludzi niż w ciągu kilku poprzednich lat razem wziętych... Ale przejdźmy do rzeczy. Co się zdarzyło, co się udało, z czego jestem zadowolona, co było dobre:

1. Przeszłam pomyslnie przez końcówkę pierwszego i drugi semestr studiów podyplomowych. Napisałam i obroniłam pracę dyplomową.

2. Odbyłam praktyki studenckie w przedszkolu. Lepiej trafić nie mogłam:))) Mądra, doświadczona i chętna do pomocy dziewczyna, która została opiekunem moich praktyk , życzliwa atmosfera i fajne dzieciaki :) Ostatniego dnia wręcz płakać mi się chciało, że to już koniec :(

3. Odbyłam praktyki pod okiem nauczyciela w klasie 2 SP

4. Dostałam pracę w szkole językowej. I tutaj spełniło się moje marzenie i pierwszy raz miałam okazję poprowadzić m.in grupę dorosłych I choć teraz myślę, że mogłam zrobić to 100 razy lepiej i nie jestem do końca zadowolona z siebie, to myślę, że bardzo dużo nauczyłam się na swoich błędach. Najważniejsze, że dałam sobie radę mimo silnego stresu i późnej pory tych zajęć...

5. I jedno z najcenniejszych ubiegłorocznych doświadczeń, takie, którego nie zapomnę do końca życia...  Miałam okazję przez prawie cały rok szkolny (sprawę skomplikowało mi zwichnięcie rzepki z nadłamaniem, jakie mi się przytrafiło na początku czerwca ) być asystentką niepełnosprawnego licealisty podczas jego lekcji w szkole. Ten temat zasługuje chyba na więcej niż krótką wzmiankę i pewnie kiedyś do niego wrócę...

6. Mój P. dostał się na staż. To głównie jego zasługa - ale i ja przecież go wspierałam i motywowałam, więc wpiszę to tutaj też, a co mi szkodzi:)

7. Dostałam dwa ostrzeżenia ze strony mojego organizmu, że czas przestać olewać własne zdrowie i trochę...zwolnić. Bo jak lądujesz u lekarza z dusznościami i kołataniem serca, to już wiesz, że coś jest mocno nie halo. Plus dwa miesiące potem tydzień w gipsie i kilka tygodni o kulach: / wrrrr

8. We wrześniu dostałam pracę, z której zrezygnowałam po jednym dniu. I bardzo dobrze, bo wpakowałabym się w niezłe g...  gdybym tam została. Chyba mam intuicję, od razu wyczuwałam że "aura" nie pasuje... O szczęście niepojętne ;) bo...

9. Kilka tygodni później dostałam godziny lektora w kilku przedszkolach. Pracuje mi się bardzo dobrze, spotkałam tam świetnych ludzi, bardzo pomocnych i lubię tamtejsze dzieciaki:)

10. Wróciłam do leczenia endokrynologicznego. Obym tylko kolejny raz go nie przerwała :/

11. W lipcu wybraliśmy się z moim P. do Gdyńskiego Akwarium. Planowaliśmy to od dość dawna i w końcu udało nam się tam dotrzeć. Aksolotl meksykański podbił moje serce :)

12. Zamknęłam niejako pewien rozdział mojego życia, usuwając konto na pewnym forum internetowym, która obecnie jest już praktycznie martwe, a które było stałą częścią mojej codzienności przez kilka lat, miejscem do którego wracałam, i z którego wiele wyniosłam dzięki poznanym tam ludziom. A jednak czegoś żal, bo miałam do tego miejsca stosunek bardzo emocjonalny, tyle wspomnień się z nim wiązało...

Czuję, że wypełniłam ten rok do maksimum, wyciągnęłam z niego dużo doswiadczeń i życiowej mądrości. Opanowałam swój własny umysł i choć nie pokonałam do końca lęku przed przyszłością, moich obaw o siebie i bliskie mi osoby, czuję że go wygrałam :) Gdzieś po drodze w tym biegu wykiełkowała we mnie wiara we własne siły, w to, że nie mogę się poddać, nie muszę płynąć z prądem, nie muszę robić rzeczy, których robić nie chcę tylko dlatego, że tak "wypada" i "należy", że nie muszę udawać, że szanuję kogoś kto uważam że na ten szacunek sobie w żaden sposób nie zapracował i nawet nic nie robi, aby to zmienić, tylko w kółko OCZEKUJE i WYMAGA, sam niewiele z siebie dając i stawiając swoje najbliższe otoczenie przed polityką faktów dokonanych, którego to otoczenie musi płacić (dosłownie i w przenośni) za konsekwencje głupot popełnianych przez tego człowieka...

Obiecałam sobie, że będę asertywna, nie dam sobie zasznurować ust i nie dam się robić w ciula ;)















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz