niedziela, 6 grudnia 2015

#1

Za oknem huczy wiatr (nie przestaje wiać od 12 godzin...), w moich słuchawkach Opowieść zimowa Armii. To jedyne co mnie dzisiaj ratuje. Chyba każdy ma takie dni. Dobijająca szarość nie tylko na zewnątrz....
Brak energii. Jakby ktoś mnie odłączył od źródła zasilania. Cholera jasna! I to tak naprawdę w jedyny dzień w tygodniu, kiedy mogłabym coś z tym moim życiem zrobić. Dla siebie. Wreszcie. Bo na dobrą sprawę mogłabym tego bloga zacząć jak na terapii, wiecie, coś w stylu, cześć, mam na imię X i jestem pracoholiczką. Ciągnę 3 umowy śmieciowe, pracuję w ukochanym, wyuczonym zawodzie, ale jakoś tak dziwnie się składa, że czasu na ŻYCIE już mi nie starcza. A kiedy jest już odrobina czasu, to brakuje sił. I chęci.
"Chwalisz się czy żalisz?" - pomyślicie. Nevermind. Przeczytałam wszystkie wiadomości na wp. Wypiłam kilka herbat. Pogadałam z ukochaną osobą, która mieszka nadal 100 km ode mnie. Rozwiesiłam wyprane ciuchy. Nawet pomalowałam paznokcie na ulubioną (kurewską) czerwień. Nie pomogło...
Na łóżku leży napoczęta "Uległość" Huellebecq. Nie, nie na dzisiaj. Może klimat za ciężki. Może temat zbyt aktualny. Może wkurza mnie ta wpleciona w fabułę erotyka. A może przeraża mnie, że zaczyna się sprawdzać. Zawsze lubiłam antyutopie. Tylko że czytając Orwella czy Burgessa ("Mechaniczną" kocham szaloną miłością) w każdej chwili książkę mogłam zamknąć i wrócić do realnego świata. A w przypadku Huellebecq coś niebezpiecznie się zazębia...
Grudzień bywa ciężkim miesiącem. Mało światła, dupna pogoda, dzień który gwałtownie się kurczy. Mój czas dodatkowo się zapętla a każdy wieczór staje się podobny do poprzedniego. I dzisiejszej niedzieli. Jakiś nadmiar ZAWSZE powoduje jakiś brak, tak łatwo zatracić siebie poprzez głupi brak umiaru... Czasem trzeba umieć w odpowiednim momencie powiedzieć stanowcze "nie!" i u mnie kolejny raz tego zabrakło. Ale sama jestem sobie winna.
Wkur... mnie moja własna bierność i ten blog jest próbą znalezienia drogi na wyjście z impasu i powrót na "stare" tory,  do starych, dobrych czasów daaawno daaawno temu jeszcze zanim się wykoleiłam ;)))

Więc wybaczcie, bo:
Będzie trochę o zmęczeniu.
zmęczeniu "mainstreamowym"samorozwojem.
Gonieniem własnego ogona.
będzie próbą wykrzesania z siebie choć odrobiny kreatywności
Takiego wewnętrznego ognia (z braku lepszego określenia)
i o ile nie skasuję tego wpisu pod wpływem kolejnego impulsu w ciągu kolejnych 2 dni
może przyniesie coś pozytywnego.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz